Rozmowy znad domowej szarlotki, która posłużyła za tort. Niespodziewany prezent w postaci nieplanowanej urodzinowej kawy od nowych, ale jednocześnie bliskich osób. Kolacja w ulubionej restauracji. Moja rodzina na wyciągnięcie ręki i wspólny, beztroski śmiech. I poczucie spełnienia, nie tyle z powodu zrealizowanych zamierzeń, ale z powodu jasnych planów. To były naprawdę przyjemne urodziny.
Tymczasem luty już niemal za nami, a w nim kilka rzeczy do lubienia:
- Amy Macdonald. Przyznam, że "odkrywanie" nowej ulubionej muzyki przychodzi mi ciężko, tym bardziej serdecznie witam jej pojawienie się w mojej kolekcji muzyki
- niespodziewane wakacje, czas na oddech i bycie razem, w dzisiejszym świecie, w którym rządzą pośpiech i niedoczas takie chwile są wyjątkowo cenne
- nierozpakowane pudło z oświetleniem do studia. A może bardziej poczucie, że idę naprzód, opornie, ze strachem, ale konsekwentnie
- odchudzenie szafy. Motyw, który wraca tu raz na jakiś czas. Nadmiar rzeczy konsekwentnie mnie przytłacza, wolę przestrzeń
- zdjęcie synka, przyniesione niedawno z przedszkola. Upływ czasu chwilami mnie przygnębia, zazwyczaj jednak cieszę się z kolejnych etapów. To zdjęcie przypomina mi, że ostatnie pięć lat nie poszło na marne
- pierwszy naprawdę ciepły dzień, kiedy nawet powietrze pachnie wiosną
- nowe listki na drzewach. Wiosna nie jest moją ulubioną porą roku, ale muszę przyznać, że jest najbardziej optymistyczna.
Do marca zatem!