Luty jest dla mnie cezurą bardziej jeszcze niż pierwszy dzień nowego roku. Gdy tylko noworoczna świeżość opadnie, ogarnia mnie ten dziwny stan wyczekiwania na koniec lutego i dzień moich urodzin. I to w tym czasie zbiera mi się na podsumowania. Tymczasem...
Zupełnie nie mogę ogarnąć projektu z czwartej części kursu. Czuję się wypalona, nie umiem zwizualizować sobie tego, co chciałabym zobaczyć w obiektywie, za nic nie mogę przebrnąć przez z pozoru proste zadanie. Czytam więc o świetle, w myślach przekręcam filtr polaryzacyjnym, obserwuję cienie i rozmyślam nad kupieniem lampy błyskowej. I wciąż brakuje mi światła.
Poza światłem w lutym brakuje mi koloru. Otaczam się żonkilami, z radością zerkam na tulipany i wyszukuję na wieszakach kolorów, które rozświetlą nam tę wyjątkowo długą zimę. A już wiosną... spakujemy walizki, weźmiemy ze sobą długą listę książek do kupienia i polecimy za ocean, by spędzić w domu rodzinnym męża pierwszą wspólną Wielkanoc, gdzie oprócz nas i dzieci za stołem siedzieć będą i dziadkowie. I nacieszymy się majem w Polsce, pełnym bzów i świeżości. Wiem, że nie będzie idealnie, wiem też, że nie uda mi się wszystkiego zrobić. Nie o to jednak chodzi, a o wspólną sesję zdjęciową z dziadkami, możliwość pobycia razem, wreszcie o to, by spojrzeć na sprawy bieżące z dystansu. Powoli zaczynamy z synkiem liczyć dni.
3 komentarze:
Długa lista książek do kupienia - skąd ja to znam :)
super plany na Wielkanoc :) czy to, że pobyt przeciągnie się do maja oznacza powrót na stary kontynent?
gwiezdna, nie, już sama nie wiem, co z tym powrotem... póki co cieszę się tym, co mam
Prześlij komentarz