piątek, 15 lutego 2013

Pora na pora

Zacznijmy od tego, ze por nie jest moim ulubionym warzywem. Wlasciwie nie bardzo sie z porem lubimy. Moze dlatego, ze daleko mu do miekkosci kabaczka, a moze dlatego, ze w niczym nie przypomina urodziwej dyni? W kazdym razie jest u mnie gosciem nader rzadkim, nie stanowi nawet czesci rosolu. Jest jednak taka zupa... ktora wyladowala na stole jako pierwszy posilek, ktory zaserwowalam mojemu mezowi, kiedy to nic jeszcze nie wskazywalo, ze mezem zostanie. I kto wie, moze i ona przyczynila sie do tego, ze osiem miesiecy pozniej powiedzielismy sobie tak. A o maly wlos by jej nie bylo - gotowala sie bowiem, wbrew moim planom, na malym ogniu, gdy ja w pospiechu pilam kawe w jednej z tarragonskich kawiarni, pedzilam na dworzec w strugach deszczu i zakochiwalam sie po uszy w mezczyznie, ktorego zobaczylam na zywo po raz pierwszy. Postanowila sie jednak nie tylko nie spalic, ale i cudnie smakowac. Dzis znowu wyladowala na naszym stole, a my usmiechalismy sie do siebie znad parujacych misek...
 
...
 
Zaczelam czytac dzienniki Susan Sontag. I nie wiem, czy mi sie podobaja, czy nie. Chaotyczne, pelne skrotow myslowych, ale i intrygujace. Chyba dam im szanse. Moj ulubiony dotychczas fragment to:
 
All painting prior to photography is in even focus. As the painter's eye traveled from plane to planeeach went into focus. [S. Sontag, Diaries 1964 - 1980]. 
 
...
 
Nie mam ostatnio weny ani do pisania, ani do fotografowania. Ciesze sie jednak z nadchodzacego weekendu, bo kto wie, moze zaplanowany na jutro spacer przyniesie oprocz przyjemnosci kilka dobrych ujec? Poki co daje sobie czas i po prostu czytam.

1 komentarz:

gwiezdna pisze...

od tygodni namawiam się do wyjścia z aparatem, też mam bessę :( ale żeby zupy porowej nie lubić? ;P u nas jest na samym topie :)))