poniedziałek, 11 lutego 2013

Powroty. Mis z niebieska czapka.

Wysypuje resztki piasku z kieszeni spodni Chlopca. Znajduje kamyki, ktore pozbieral nie wiadomo kiedy.
Pralka szumi miarowo a z opakowania ubywa proszku. Suszarka obwieszona jest do granic.
Myje wlosy. Wyplukuje slony zapach cieplego oceanu.
Dziewczynka wygrzebuje z torby naszyjnik z orzeszkow kukui.
Mysle o lodach ananasowych z plantacji Dole. I o zapachu oceanu. A takze o ogromnym statku, w ktorym spi od ponad siedemdziesieciu lat wiekszosc jego zalogi.
Kwiecisty sarong znika w szafce, bedzie musial poczekac na lato.
Walizki laduja w schowku.
Ksiazka o Disney'u, kupiona w jego muzeum, trafia na polke z materialami do przeczytania w najblizszym czasie.
Troche zal mi zapodzianego swetra i tego, ze nie zdazylam kupic lokalnej kawy.
San Francisco jak zwykle przywitalo nas przeszywajacym wiatrem...
 
Nie zal mi powrotow. Wiem, ze dla tych powrotow sie wyjezdza. Popijam herbate i przygladam sie rosnacemu za oknem drzewu. I zastanawiam sie, czy w zeszlym roku tez bylo tak cudownie biale od kwiecia. A moze to ja nauczylam sie patrzec?
 
Tymczasem... Chlopiec zapodzial gdzies ukochanego misia. Tego, z ktorym zasypial kazdej nocy od momentu, w ktorym go dostal, chwile po swoich pierwszych urodzinach. Wielogodzinne poszukiwania nie przyniosly rezultatu. Chlopiec przyjal jego obecnosc dzielnie, powiedzial, ze poczeka, az "Mis Haron urosnie i wroci do niego". Przyznam, ze zaskoczyla mnie jego reakcja. I poczulam, ze oto moj maly synek nie jest juz maly. I ze mis w niebieskiej czapce stracil dla niego znaczenie. Ogarnely mnie jednoczesnie smutek i radosc. Dzisiejszego wieczoru zobaczylam jednak w jego oczach smutek. I podziekowalam losowi za dobra wrozke, ktora przysle Chlopcu jego misia, nie tego samego, ale identycznego, bez spranego ubranka i bezkstaltnego od ciaglego prania cialka. Mam nadzieje, ze ten nowy/stary mis zostanie przez synka zaakceptowany i bedzie towarzyszyl mu do czasu, kiedy on sam postanowi schowac go do pudelka, wraz z odciskiem stop, zrobionym w dniu jego narodzin i kosmykiem wlosow z pierwszego strzyzenia. A do tego czasu bedzie moim malym synkiem.
 
Cala ta przygoda uswiadomila mi, ze moje dzieci nieublaganie i nieprzerwanie rosna, uniezalezniaja sie i ze juz za chwile beda mialy swoich przyjaciol, swoje sprawy, swoje rodziny. A mi pozostanie ta mieszanka radosci i smutku. Ale nie bede o tym myslec jeszcze przez chwile i poprostu naciesze sie nimi, poki czas. 

2 komentarze:

gwiezdna pisze...

o proszę, jakże się nasze myśli zbiegły w temacie :) Haron wyjechał do spa podrasować swój wygląd ;)

szurpilanka pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.