sobota, 23 czerwca 2012

zwykłe soboty

Lubię soboty, szczególnie te, kiedy nigdzie nie pędzimy, kiedy nic nas nie goni. Te soboty, kiedy jest czas na spokojne wypicie kawy, wspólne śniadanie, dokładny makijaż i sięgnięcie po kolczyki. I nawet jeśli taka sobota zaczyna się od włączenia pralki i sięgnięcia ręką po odkurzacz, to nawet te czynności są jakieś inne, sympatyczniejsze niż zwykle.

Chłopiec zdaje się być zdrowy i tylko chrypka i słaby apetyt przypominają, że jeszcze nie do końca. Dziewczynka uraczyła nas temperaturą, ale i ona zdaje się wracać do normy, domagając się jedzenia i rozstawiając nas po kątach. Ja za to, z racji obecności męża, mogę oficjalnie paść trupem i położyć na kanapie w towarzystwie lektury. A skoro już o niej mowa, zostało mi nędzne 150 stron, nawet nie jedna trzecia książki, w związku z tym zadaję sobie odwieczne pytanie, co teraz? Druga część gdańskiej trylogii, książka o Yugo, najgorszym samochodzie, jaki trafił na amerykański rynek, czy może historia Kuby. No i jak? A może wszystkie na raz?

Nie mogę uwierzyć, że zbliża się lipiec. I trochę mnie to smuci, bo daje poczucie, że czas przecieka mi przez palce, gdzieś pędzi i zupełnie niepotrzebnie popędza mnie. Połowa roku, a ja wciąż nie wyrabiam tempa. Całe szczęście nie o cele chodzi, ale o drogę... W drugiej połowie roku planuję wrócić do materiałów z fotografii, zapomnianych i zakurzonych przez serię niefortunnych zdarzeń, po raz kolejny zacząć ćwiczyć jogę i pilates, odstawionych z braku sił i czasu, rozkoszować się wolnym czasem, na który liczę w związku z faktem, że chłopiec od przyszłego tygodnia będzie świeżo upieczonym pełnoetatowym przedszkolakiem, a także zabierać na plażę moją niemal dwuletnią dziewczynkę. I chociaż nadal w moim życiu więcej jest pytań niż odpowiedzi, mam zamiar cieszyć się z każdej chwili.

5 komentarzy:

viwaldi pisze...

...książka o Yugo, najgorszym samochodzie, jaki trafił na amerykański rynek...

Yugo nie byl najgorszy - byl najtanszy i dlatego tez dobrze sie sprzedawal w stanach. wypadkowa ceny bylo wykonanie i wyposazenie autka co nijak nie przystawalo do standardow w usa. normalna sprawa: za 1,50 zł nie mozna wymagac klimy, pelnej elektryki czy skorzanej tapicerki ;) z reszta od strony technicznej yugo to fiat 127, ktory w 1972 r zostal "samochodem roku"

taki fajny blog a tu taki paszkwil ;)

lotta7 pisze...

Nie paszkwil tylko fragment tytułu książki, całość brzmi "The rise and Fall of the Worst Car in History" :). Strasznie jestem ciekawa tej książki. Pozdrawiam!

lotta7 pisze...

przy okazji, w San Diego jeste jeden Yugo, zawsze sto w ty samym miejscu, przypuszczam, że już nie jeździ. Chyba wybiorę się z aparatem :)

viwaldi pisze...

:)
i wszystko jasne: tytul ksiazki. nie musi byc prawdziwy - wazne zeby byl na tyle ciekawy/intrygujacy zeby sie sprzedac.

ad. yugo z SD -> koniecznie!
jeszcze chwila i ich nie bedzie a co by nie mowic to historia.
jesienia 2006 przy malej plazy w ulcinj trafilem na DS. mimo ze zaniedbana, z pobitym kloszem lampy, z powgniatanimi blachami to nadal piekna. w lipcu 2007 juz jej nie bylo.
spiesz sie ;)

lotta7 pisze...

Autor nadając tytuł powołał się na rankingi Yugo z końca jego kariery w USA (1992), choć sam mówi, że Yugo nie był najgorszy (najgorszy był jeden typ Subaru), a co więcej podbił rynek w 1985, kiedy się pojawił (do tego stopnia, że przed salonami sprzedaży były kolejki) :).

Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze odnaleźć to Yugo, spróbuję wybrać się do centrum w tym tygodniu!