czwartek, 24 maja 2012

o krok od rewolucji

Maj zupelnie nie majowy, jesli nie liczyc odurzajacego zapachu bzu. Zimny, szary, ba, taki, ze mozna napic sie grzanego wina i nie czuc sie w zwiazku z tym dziwnie.

Arbuzy w sezonie, kupujac zawsze stukam w arbuza, choc tak naprawde nie wiem, co powinnam uslyszec. Po prostu mam poczucie, ze wypada zastukac w arbuza przed kupieniem. Niezaleznie od zupelnej nienajomosci arbuzow trafiam na slodkie i soczyste sztuki (z czego wnioskuje, ze wszystkie sa takie albo ja mam wyjatkowe szczescie).

A tymczasem na progu stoi juz czerwiec, podczas gdy ja nie zadomowilam sie jeszcze na dobre w maju. Nienawidze takiej gonitwy, braku czasu, natloku zajec, bo sprawiaja one, ze zaczynam miec powazne watpliwosci co do sensu tego wszystkiego, co szumnie nazywa sie zyciem.

W Rosji z mojej ksiazki szykuje sie za to rewolucja 1917 roku. Staram sie nadazyc za natlokiem wydarzen i wykrawam kazda wolna chwile, by przeczytac choc troche ksiazki. Dawno nic mnie tak nie wciagnelo. A skoro tak, to nie moze byc zle (no, chyba, ze dla cara).

Brak komentarzy: