wtorek, 11 czerwca 2013

Daleko do piątku...


 
tydzień 15.
 
 
Chłopiec pokasłuje i leży na kanapie, oglądając kreskówkę. Dziewczynka, wiadomo, zawsze tam gdzie brat. Ranek wstał upalny, letni, po to tylko, by jeszcze przedpołudniem zamienić się w chłodny, zasnuty chmurami dzień i wygonić nas z placu zabaw do domu. Klasyczny czerwiec w Kaliforni.
Podjadam melona, poczytuję Zasto volim Kanadu i rozmyślam. O tym, co będzie we wrześniu. O tym, czego chcę. O tym, co powinniśmy zrobić. I nie nastraja mnie to optymistycznie. Ja chyba nie lubię zmian. Do tego narasta we mnie potrzeba oczyszczenia, wewnętrznego i zewnętrznego. Zacząć powinnam od zrzucenia kilku kilogramów i uporządkowania zdjęć. A także od przeinstalowania system w komputerze, który ledwie sobie radzi. Najbardziej jednak chce mi się po prostu spać.

2 komentarze:

gwiezdna pisze...

za sto volim? właśnie napadły mnie wspomnienia z 97 kiedy miałam wizę emigracyjną do USA w ręku - ciekawe za co lubiłabym inny kraj...

lotta7 pisze...

za coś na pewno :), ja myślę, że takie doświadczenie ubogaca, choć sporo zabiera; a książka jest trochę przekorna