piątek, 6 lipca 2012

w wieczornej ciszy

Mial byc spokojny dzien. Spacer z aparatem, czekolada. I czas na oddech. Tymczasem...

Dziewczynka obudzila sie o piatej rano domagajac sie owsianki i uwagi. Chlopiec obudzil sie nieco pozniej, za to z cieknacym nosem i smetna mina. O przedszkolu nie bylo mowy, plany runely w gruzach. Maz postanowil pojsc do pracy na pol dnia. A potem zatkala sie toaleta.

 Wszystko to dalo sie jednak polatac i wczesnym popoludniem stanelismy na pobliskiej plazy. I od razu wszystko wydalo sie duzo lepsze. Do tego ten obledny kolor oceanu, gleboki granat i jego zapach, szum. Za kazdym razem, kiedy jestem nad oceanem zamykam oczy i czuje sie jak w rodzinnym miescie. A teraz siedze sobie w ciszy domu, przysluchuje sie oddechom spiacych dzieci, mysle o ich postrzeganiu swiata i jest mi najzwyczajniej w swiecie dobrze. I niech tak zostanie.

Brak komentarzy: