wtorek, 14 sierpnia 2012

sezon na papryki



Uwielbiam paprykę. Surową, chrupiącą pod zębem, doskonały dodatek do kanapki ze świeżo upieczonego chleba i sera pleśniowego, delikatną, ugotowaną w zupie w towarzystwie innych warzyw, a nade wszystko pieczoną, wyjmowaną z rozgrzanego pieca, w którym traci swój kształt i staje się niezwykle aromatyczna. Uwielbiam zdejmować jej przypieczoną do czarności skórkę, posypywać grubo zmieloną solą i posypywać serem feta. Dla mnie taka papryka to jedno z ukochanych dodatków do dań albo posiłek sam w sobie. Szczególnie w upalne dni. Ostatnio jest tych papryk w bród, próbuję się nimi nacieszyć, zanim przestaną smakować słońcem i osiągną horrendalne ceny.
Tymczasem lato nie daje za wygraną, padają rekordy ciepła, temperatura od ponad tygodnia nie spada poniżej trzydziestu stopni. Wentylatory przynoszą nieznaczną ulgę, na zewnątrz też trudno wytrzymać, noce nie przynoszą ulgi a dnie snują się senne. Powoli dochodzę do wniosku, że tutejszy klimat, uwielbiany przez tych, którzy tu mieszkają i wytęskniony przez tych, którzy tu nie mieszkają, jest dla mnie zbyt ciepły. Tęsknię za chłodem i szalikiem w paski. I choć śnieg chętnie oglądałabym jedynie w okolicach świąt, nie mogę się doczekać zapachu chłodnego powietrza.



2 komentarze:

viwaldi pisze...

kawa z tygielka :)
mimo ze zdecydowanie wole espresso to jednak musze przyznac, ze zapach tygielkowej jest nie do pobicia.

markiza pisze...

ależ zapachy z tego posta! też lubię paprykę z grilla lub piekarnika :) no i kawę z tygielka, którą pijam zazwyczaj sama