piątek, 21 września 2012

ostatni dzień lata


Jesień idzie. Poranki nadchodzą wolniej, chłodniejsze, mgliste. Dźwięk gotującej się kawy staje się przez to przyjemniejszy, kostki lodu leżą zapomniane w czeluściach zamrażalnika. Stukanie układanych naczyń, zapach kawy i masła orzechowego wyznaczają rytm początku dnia.
 
Mam w sobie potrzebę oczyszczenia, chwilowego przejścia na dietę bezmięsną, uważnego jedzenia. Czuję się tak, jakby mój organizm zaśmiecił się i potrzebował odnowy. Staram się słuchać jego głosu.
 
Dziennik Maraia wciągnął mnie niesamowicie. Ten język, przemyślenia, wiele z nich aktualnych. Nie mogę się oderwać, kosztem kursu fotografii. Dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia.
 
Przedwczoraj po raz pierwszy od tygodni udało mi się wyspać. W związku z tym wczoraj spektakularnie zarwałam noc czytając Wysokie Obcasy Ekstra. Dobrze, że dziś piątek.
 
Z planów na jesień jest nauka gry na pianinie. Nie moja, ja swoją zarzuciłam, zanim w ogóle zaczęłam. Tym razem uczyć się będzie syn, pod czujnym okiem czułego ojca. Lubię obserwować ich, gdy spędzają wspólnie czas. Jest między nimi jakaś szczególna więź, nić porozumienia. To świat, do którego nie mam wstępu i do którego nie wpycham się na siłę. Bo i po co, lepiej cicho przysiąść i popatrzeć, nacieszyć się.

...

Komputer spektakularnie zawiesza się na każdym kroku i spowalnia niczym zziajany staruszek. Tknięta zmysłem praktycznym spędziłam wczorajsze popołudnie archiwizując zdjęcia, jeszcze tylko zamówię garść odbitek i można będzie zrobić miejsce na dysku.

 
 
 

Brak komentarzy: