piątek, 25 stycznia 2013

Deszcz.

 
Sen. Ciągle nie doceniam jego siły. I uczucie wyspania, niemal już zapomniane.

Deszcz. Spływa strugami po szybie. Zatrzymuje się w zagłębieniach ulic. Sprawia, że zieleń dosłownie wybucha z drzew. Przyglądam się drobnym kwiatom na czubku drzewa rosnącego przed moim oknem. Czyżby to bez?
 
Żonkile. Obok tulipanów to one są najbardziej wiosenne. Przez rozstargnienie zapomniane leżą sobie teraz w sklepie, a mi pozostaje tęsknota i nadzieja na szybkie zobaczenie.
 
Herbata. Przekonać się, jaka jest różnica między herbatą kupioną w sklepie a tą sprowadzaną z Chin przez człowieka, dla którego herbata to nie tylko napój, ale cała filozofia - bezcenne. Cieszę się czterema paczkami pełnymi suchych liści i popijam tę zieloną cudowność, myśląc o górach i mgle.
 
Zapach. Dziś dom pachnie deszczem, ciastem drożdżowym i świeżą pościelą. To moja ulubiona kombinacja.
 
Wyczekiwanie. Jutro seminarium fotograficzne. Bycie wśród ludzi z podobną do mnie pasją jest równie kuszące co ciekawość tego, czego się jutro nauczę.
 
Uwielbiam dni jak ten.

Brak komentarzy: