Lipiec był wielkim oddechem, złapanym po uciążliwej wiośnie. A w nim lubię:
- niespodziewane wakacje i zapach morza
- ciepło słońca i pierwsze w moim własnym mieszkaniu kwiaty na balkonie
- maliny, które na palcach moich dzieci zamieniają się w rakiety, zmierzające do ich ust
- codzienną garść czasu tylko dla siebie
- smak mrożonej herbaty
- drobne zmiany, które sprawiają, że dom wygląda coraz bardziej przytulnie
- ciepłe noce z uchylonym oknem
- nowe buty o kolorze wanilii
- oswajanie się w własnym aparatem
- brak bólu
- poczucie, że wszystko jest dokładnie takie, jakie powinno być
- podróże po Ameryce z Stephen'em Fry'em
- Kota i mysz Grassa
- niezmiennie, czereśnie, które już za chwilę znikną ze sklepów
- kolor swoich włosów
- spokój wewnętrzny
Całkiem sporo rzeczy, wiele z nich powiązanych ze sobą. I dobrze...
2 komentarze:
nowy aparat! jaki? pochwal się :)
hehe, nie, nadal ten sam, tylko ja poświęciłam mu w końcu więcej uwagi ;)
Prześlij komentarz