niedziela, 23 grudnia 2012

... a jeśli ktoś nie lubi miodu...



 
Na makowcu powoli zastyga lukier, a w puszce powoli miękną pierniki, zrobione naprędce, by zastąpić te, które przez ostatnie dwa tygodnie udało nam się zjeść. Jeszcze tylko godzina w oparach żelazka i przygotowania świąteczne skończą się na dobre. A jutro wybierzemy się na tradycyjny wigilijny spacer, podzielimy przysłanym przez mamę opłatkiem i zaśpiewamy garść kolęd i pastorałek. Wreszcie nie będzie trzeba donikąd się spieszyć, na chwilę zwolnimy, odłożymy na bok codzienność i nacieszymy magią tego cudownego czasu. Niesamowite, że znowu przyszło Boże Narodzenie. A przecież tak niedawno rozkrajałam lipcowego arbuza i kroiłam dynię na swoją pierwszą w życiu zupę dyniową. Nie żal mi jednak tego przepływu czasu. Wprost przeciwnie, czekam z nadzieją na nowe stycznie i kolejne maje...
 

1 komentarz:

Ania pisze...

Radosnych świąt! Wszystkiego naj :)