sobota, 29 grudnia 2012




 
 
Pierniki znikają z przepastnej puszki o kolorze wina dużo spokojniej, może przez to, że po pierwszej porcji nasyciliśmy się nimi w większym stopniu, niż się nam wydawało, a może dlatego, że zapominamy o nich w obliczu domowego makowca i wszystkich tych czekoladowych Mikołajów. Pogoda częściej pochmurna niż słoneczna, wiatr i chłód towarzyszą nam niemal każdego dnia. Święta minęły jak zwykle zbyt szybko, szczególnie, że większą ich część przeleżałam pod kocem, walcząc z temperaturą i nieznośną sennością. A ja po raz kolejny uświadomiłam sobie, że chyba bardziej od nich wolę wyczekiwanie na nie oraz zwykłe dni.
 
Kolejny rok zbliża się tymczasem nieubłaganie. Ciekawa jestem, co przyniesie, choć prawdę mówiąc nie mam w głowie konkretnych planów z nim związanych. Przynajmniej żadnych jasno sprecyzowanych, co najwyżej drobiazgi.
 
Dwa ostatnie dni roku planuję spędzić z niezmiennie interesującą Szymborską i cudownie ciepłą Streisand. A także z mężem na wyciągnięcie ręki w przy wspólnym piciu czekolady. Więcej mi nie trzeba, ani na ten, ani na kolejny rok...

Brak komentarzy: