środa, 22 lutego 2012

zachwyca mnie...

Siedzę przy stole i przyglądam się, jak syn bawi się makaronem. Jedna nitka spaghetti, druga, między nimi kilkanaście małych. "Tory" - oświadcza syn. "Dla ciuchci". Tak, pewnie dla tej makaronowej, którą niedawno wyklejaliśmy na kartce papieru. Pamięta. Po chwili tory zamieniają się w zawijasy. "Mamo, zobacz, G". Racja, G. A za nim następuje S i M. Potem F i T. Myślę, że nie powinnam pozwalać bawić mu się jedzeniem, ale zachwyca mnie jego kreatywność. Wątpliwości co do słuszności decyzji rozwiewa sam synek, mówiąc, że teraz on będzie kurą, a nitki makaronu gąsienicami. Makaron znika w roześmianej buzi. "Kura nie ma ząbków, tylko dziób", ciągnie syn. "Tata mówi kljun, mama dziób" mówi sam do siebie. To pewnie jego sposób na szeregowanie języków.

Zachwyca mnie mój syn. Zachwyca mnie to, że dziecko, które pół roku temu znało zaledwie garść słów dziś opowiada mi o tym, że mieszkamy na planecie Ziemia i umie mi opowiedzieć, jaki jest proces powstawania żaby. Zachwyca mnie jego fascynacja Mazurem z Halki i Krakowiakiem. I to, że nauczył się całego tekstu krakowiaka i usilnie stara się teraz powtórzyć ruchy tancerzy Mazowsza. Zachwyca mnie wciąż i wciąż. I nie przestaję się mu dziwić. I chyba nigdy nie przestanę.

2 komentarze:

Izzi pisze...

Piękne :D

Anja pisze...

Dzieci ciszą najbardziej:)