wtorek, 16 października 2012

czy to nadal jesień?



Intensywny weekend, spędzony między polem dyń a sceną, na której syn dzielnie tańczył krakowiaka. Pod koniec niedzieli czekałam na poniedziałkową drzemkę córki, by móc się położyć i wyspać. Bezskutecznie. Dochodzę do wniosku, że sama jestem swoim najgorszym wrogiem.
 
W sklepach tymczasem pojawiły się pięknie przybrane choinki. A przecież jesień dopiero się zaczęła! Nędzne trzy tygodnie, do Halloween jeszcze pół miesiąca, po drodze jest też Święto Dziękczynienia, a z półek przyglądają się nam świąteczne elfy i bałwanki. A żeby było bardziej groteskowo, temperatury w ciągu dnia dochodzą do trzydziestu stopni. Wzdycham do swoich swetrów, kozaków piętrzących się na wystawach i sączę herbatę, mojego wiernego przyjaciela na każdą porę roku i pogodę.
 
Przeziębienie nadal mnie nie opuszcza, głównie za sprawą męża, który regularnie zabiera mi pościel. Z desperacji zaczęłam spać w ciepłych skarpetkach. W związku z obniżoną odpornością nie zaglądam do kuchni zbyt często, by nie widzieć tych wszystkich dyniowatych, których polskim nazw, o ile w ogóle isnieją, nie znam. W końcu jednak trzeba będzie coś wymyśleć. A propos kuchni, coraz bardziej ciągnie mnie w lokalnej księgarni do działu z kuchnią wegańską, choć zamiast alternatywy i rewolucji myślę o tych ciągotach jako chęci ubogacenia naszego wyżywienia. Kto wie?
 
Póki co zamiast książki kucharskiej zaopatrzyłam się w To kill a mockingbird. Póki co przeczytałam zaledwie fragment, ale już mi się podoba. Przyjdzie jej jednak poczekać, aż skończę z lekturą Maraia. Swoją drogą jego poglądy na temat Stanów strasznie mnie wciągają i chociaż dzieli mnie od niego pięćdziesiąt lat, wiele z nich jest nadal aktualnych. Ja sama próbuję uporządkować w swojej głowie moje własne przemyślenia na temat tego, jaki jest kraj, w którym żyję, choć jest to niezwykle skomplikowane zadanie.

Człowiek uczy się nowych rzeczy przez całe życie. Ja nauczyłam się dziś otwierać śrubokrętem zatrzaśnięte drzwi do łazienki bez uszkodzenia zamka. Moje życie w czterolatkiem zapewnia mi nieustanną rozrywkę.
...
 
"W Ameryce "ulica" jest czymś rzadkim. Tu istnieją głównie arterie komunikacyjne". [Sandor Marai, Dziennik]

6 komentarzy:

viwaldi pisze...

"...temperatury w ciągu dnia dochodzą do trzydziestu stopni..."

to jest jawna niesprawiedliwosc! dzis byl ladny dzien ze slonce a na termometrze max 10-12 st. dobrze ze nie padalo i udalo sie wyrwac na rower. w lesie zolto-czerwono-brazowo-cicho-pachnie jesienia. cudnie ale na dluzsze wycieczki juz za zimno.


"...Wzdycham do swoich swetrów, kozaków piętrzących się na wystawach..."

buahahhaha
zapraszam na podlasie. temperatury i pogode mamy w sam raz a i liscie do poszurania tez sie znajda ;)

lotta7 pisze...

Hehe, chętnie bym wpadła. Moja wymarzona temperatura plasuje się między 15 a 20 stopniami, tylko o tym marzę. Chociaż zmarznąć też bym chciała, choć nie znaczy to, że marzy mi się marznięcie przez 5 miesięcy w roku :D. Widać nie można mieć wszystkiego!

gwiezdna pisze...

ja otwierałam nożem, bo śrubokręty u nas mają nogi i wychodzą w sytuacjach awaryjnych za drzwi ;D
skąd ten brak odporności przy takich temperaturach? Lotto, czy to aby nie zwyczajowe przeziębienia z tęsknoty za jesienią ;)

viwaldi pisze...

nie wiem co to moze znaczyc ale widzialem dzis w lesie dwa motylki. lato wraca? ;)

lotta7 pisze...

:), u nas chyba powoli odchodzi, na UCSD jesienne kolory i chłód w powietrzu, nawet mgła wróciła... zobaczymy...

viwaldi pisze...

to juz 3 prawieletni dzien tej jesieni. baterie w aparacie naladowane i znowu na rower i w las. trzeba wykorzystac ze nie pada. tylko nogi wciaz bardziej miekkie i drogi jakby bardziej pod gorke ;)