niedziela, 28 października 2012

tygiel myślowy

 
Skończyłam czytać Maraia. Przede mną tylko kilka stron posłowia. Ostatnie kilka lat to smutny koniec pięknej drogi. Przygnębiająca prawda o rozkładzie nie tylko ciała, ale i ducha. Moja babcia ze strony ojca odeszła długo po wszystkich pozostałych dziadkach. Jej życie, niemal 87 lat, przeszło w większości w dobrym zdrowiu. Umieranie twało trzy tragiczne miesiące. Wolałabym zasnąć...
 
...
 
W lokalnym sklepie o niskich cenach i przypadkowych towarach kupiłam za jedną trzecią ceny książkę Nigelli Lawson Nigella Express. Lubię gotować, ale tylko wtedy, gdy nie pochłania mi to wiele czasu. Lubię przepisy jak ten ostatni, zupa z dyni z pomarańczami i imbirem.
 
...
 
W domu piętrzą się dynie, czekając, aż w końcu usiądziemy i je wydrążymy. Pierwszy raz, odkąd jestem tu. Kto wie, może na Święto Dziękczynienia pojawi się u nas indyk? Tylko co tu świętować? Przeżycie jednej grupy spowodowało eksterminację drugiej. Co czują Indianie w kolejny czwarty czwartek listopada? Można jednak pominąć tradycję i po prostu być wdzięcznym. Za wspólny czas, miłość, ciepło domu. I dzieci. Za wszystkie sprawy, które wydają się nam oczywiste i których wartości często nie doceniamy.
 
...
 
Polki z amerykańskimi mężami. Ciekawe studium. Żaden z mężów nie mówi po polsku. Mimo to uczestniczą w festiwalach polonijnych, przywożą dzieci na zajęcia grupy tanecznej. Chrzczą dzieci w polskim kościele katolickim, chociaż nie odnoszę wrażenia, że uczestniczą w wydarzeniach w pełni. Są niemymi widzami. To ich krok w stronę kompromisu. Przeczuwam, że ta cała polskość, folklor, jest dla nich chwilami dziwna, może śmieszna, ale akceptują ją jako część tego, co wnosi w małżeństwo druga połowa. Polki podchodzą do sprawy podobnie. Tęsknią za Polską, pielęgnują tradycję, uczą dzieci języka, mniej lub bardziej udanie. Są polskimi mamami, polskimi żonami, a dla swoich mężów mają sporą dawkę cierpliwości. Wszystkie bez wyjątku posługują się dobrą angieszczyzną, ale w ich związkach nieuchronnie pojawia się bariera językowa. Pewnych rzeczy nie da się przetłumaczyć, słowa, choć te same, znaczą coś innego. Prawda jest taka, że każdy język stwarza świat na nowo. A polski i angielski dzieli zbyt wiele. Dużo nieprzetłumaczalnego. I trwają w tym niepełnym porozumieniu, z przymrużeniem oka. Z miłością.
 
Dla mnie samej byłoby to chyba zbyt trudne. Na swojego własnego męża zdarza mi się patrzeć jak obcokrajowca jedynie chwilami i na krótki czas. Łączy nas, poza językami, podobna historia naszych krajów, podobne dzieciństwo i jakaś niewytłumaczalna nić porozumienia. Im dłużej o tym myślę, tym mocniej zaczynam wierzyć w słowiańską duszę. My sami stopiliśmy się przez ostatnie pięć lat w organiczną całość, kiedy to, co polskie i to, co serbskie, jest po prostu nasze. Nie dostrzegamy już granic, zatarły się z kolejnymi latami. I tylko czasem, w zderzeniu z naszymi własnymi kulturami, nie tu, ale tam, w domu, uświadamiamy sobie, że to, co dla nas błahe, dla kogoś może stanowić barierę nie do przejścia.
 
...
 
Przemyślenia. Jesień jest dla nich naturalnym tłem. Analizuję ostatnie pięć lat, zastanawiam się, co i dlaczego się we mnie zmieniło. I co mam z tym zrobić. Podobne znaki zapytania rysują się w głowach większości emigrantów. Pytanie, czym jest tożsamość i z czego się składa. Jak moje dzieci będą postrzegać siebie?
 
...
 
Powoli odczuwam zbliżający się nieuchronnie koniec roku...

6 komentarzy:

gwiezdna pisze...

to wspaniałe przemyślenia Lotto. nie sądzę, żeby wiele emigrantów zadawało sobie trud postrzegania róznic, wyłapywania półcieni w relacjach małżeństw mieszanych itd., bardzo się cieszę, że napisałaś o tym :)jako ludzie zza żelaznej kurtyny mamy pewną wspólnotę przeżyć, która ukształtowała nas podobnie. ludzie z nowego kontynentu nie wydają się mieć jakichkolwiek problemów z tym, że tak naprawdę świętują dzień okupacji cudzego kraju. skąd w nas to współczucie, pewnie z europejskich słowiańskich historii narodów przegranych...
nasze dzieci będą w dużej mierze wyzwolone z wielu obarczeń, którymi my żyjemy. na ile przekażemy im własną wrażliwość, otwartość oraz szacunek do innych? to zagadka, której rozwiązanie znają tylko one :) my troszkę może jeszcze zdążymy podgladnąć i domyśleć się naszego wkładu w ich osobowości :) pozdrawiam cała śniegiem zasypana:)

viwaldi pisze...

"... I trwają w tym niepełnym porozumieniu, z przymrużeniem oka. Z miłością..."

jakby sie dalo POROZUMIEC z kimkolwiek ;) na prawde nie trzeba szukac "obcokrajowca".
ale wlasnie przez te roznice jest fajnie i ciekawie. z nudow moznaby umrzec jakbysmy wszyscy byli tacy sami ;)

lotta7 pisze...

gwiezdna, pozdrawiam, u nas nadal ciepło, choć w powietrzu wyczuć można wilgotny chłód!

viwaldi - tak, do pewnego stopnia nie da się porozumieć z nikim, nawet z samymy sobą ;), a w relacjach międzyludzkich zawsze zostaje coś niewytłumaczalnego, zrozumiałego tylko dla nas. I owszem, ja też myślę, że różnice są fajne, mi przez małżeństwo świat poszerzył się nie tylko o vranac ;).

Tu jednak chodzi o coś innego, bardziej ekstremalnego, o światy równoległe, które miejscami zupełnie się ze sobą nie stykają. Nie myślę, że to źle, ci ludzie są często szczęśliwi, tylko myślę, że chwilami musi to być trudne. Im dłużej żyję w podobnym otoczeniu tym bardziej rozumiem, co znaczy stwierdzenie, że język stwarza świat. I jestem niezmiernie wdzięczna, że mogę tego doświadczać.

Pozdrawiam serdecznie!

viwaldi pisze...

nasunelo mi sie takie porownanie: te roznice, o ktorych piszesz sa jak rodzina partnera. w jakich bysmy nie byli dobrych stosunkach z nimi to i tak zawsze beda "tesciowie".

viwaldi pisze...

dzis jest 3 listopad... czy to znaczy ze we wrzesniu i pazdzierniku "nic nie lubisz"? takie peany na czesc jesieni a wpisu w "lubie..." sie nie doczekala ;) LATO RULEZ! ;)

lotta7 pisze...

trafne porównanie z tymi teściami, a z cyklem "lubię..." - myślałam o tym ostatnio, o tym, że o nim zapominam :), nadrobię! jesień jest cudna!