czwartek, 15 grudnia 2011

dziewięć dni do świąt...



Bardzo pracowity dzień. I wieczór. Dobrze, że jutro piątek...

Gdzieś uciekła mi pierwsza połowa grudnia. Jak przez mgłę pamiętam 6 grudnia (pewnie dlatego, że do naszych dzieci święty Mikołaj przyjdzie dopiero w poniedziałek), a tu zbliża się ostatni weekend przedgwiazdkowy. Mam nadzieję, że nie przygniecie mnie fala uszek do barszczu ani pierniczków, które będziemy robić wspólnymi siłami i uda mi się wyrwać choć na chwilę nad ocean.

Całe życie mieszkałam nad morzem. Najpierw Bałtyckim, z jego królującą nad błękitem szarością, potem nad ciepłym (momentami aż zanadto) Śródziemnym, aż wreszcie nad tyleż zachwycającym swoją siłą, co nieprzyjaznym Oceanem Spokojnym. I czasem próbuję sobie wyobrazić, jak mieszka się w miejscu, gdzie słony zapach morza nie dociera...

4 komentarze:

markiza pisze...

hmmm, mieszka się wspaniale, szarpany człowiek halnym i ciasnym horyzontem nie bardzo umie się odnależć nad Bałtykiem, którego płaskość i monotonność przytłacza, za to nad Adriatykiem czuję się jak w niebie, szarpana linia Welebitu i upstrzone wyspami morze plus idealna ciepłota pory letniej pozwala mi sądzić, że to miejsce, które mogę kochać :)

lotta7 pisze...

mnie przytłacza Ten Ocean, chociaż... jego zapach przypomina mi dom. Z miejsc, które nie leżą nad morzem dobrze czuję się w Belgradzie. Ciekawe, gdzie los mnie kiedyś rzuci :)

martencja pisze...

W głębi lądu mieszka się ciężko... Nie ma czym oddychać, a powietrze przytłacza, wbija w ziemię - szczególnie, choć nie tylko, latem. Czy to Kraków, Wiedeń, czy Florencja (niby tylko godzinkę od morza, a już wytrzymać trudno).

M.

Izzi pisze...

Przy lesie też jest pięknie, zapachy wiejskie... niektórzy ich nie cierpią a mój nos się przyzwyczaił, chociaż trochę miejski wcześniej był, do stadniny koni, która jest na tyle blisko, że rżenie koni słychać :))) Morze czy duża woda ;) i góry w duecie najlepiej, jak dla mnie.