sobota, 24 grudnia 2011

z tego roku...


Z tego roku chcę zapamiętać:

... zapach włosów mojego synka i te momenty, kiedy zasypia, przytulając się do mnie...
... śmiech mojej córki, kiedy uda się jej zrobić coś, co jeszcze chwilę temu wydawało się niemożliwe...
... jej pierwsze kroki i zacięcie, z jakim próbuje podskoczyć...
... moment, kiedy syn odkrył uroki mowy...
... film Julie & Julia...
... piękno Torrey Pines...
... naszą podróż na wschód Stanów i fartuszek z Annapolis (którego nieopatrznie nie kupiłam) oraz czerwoną okiennicę w Filadelfii...
... ciepło piasku w lipcu (i w lutym)...
... fakt, że skończyłam czytać Blaszany bębenek, po dekadzie prób...
... niedzielne popołudnie w Nowym Sadzie...
... kilka spotkań z dawno niewidzianymi przyjaciółmi i rozmowy, których nigdy za dużo...
... słowa przysięgi, składanej po raz drugi po czterech latach od tej pierwszej, miała ona zupełnie inny wymiar i głębszy sens...
... widok mojej córci w dniu jej chrztu...
... weekendy w Julian z pysznym jabłecznikiem...
... naleśniki w Hillcrest...
... trasę 66...
... tysiąc drobiazgów z codzienności, których wyrazić słowami nie sposób...

To był dobry rok. Mimo wszystko.


Brak komentarzy: