czwartek, 26 stycznia 2012

czy to naprawdę jedzenie?


Pod koniec dziewiętnastego roku około osiemdziesięciu procent ludności zatrudnionych było w rolnictwie. Dziś ich liczba nie przekracza pięciu procent. Dziwne? Nie, i to z wielu powodów. Po pierwsze praca ta jest bardzo niebezpieczna, a zważywszy na system opieki zdrowotnej i socjalnej przy wypadku najlepiej dać się od razu zabić na miejscu. Po drugie, jest to praca źle płatna, średni dochód rolnika to połowa średniego dochodu mieszkańca miasta. Po trzecie, wielkie kompanie zjadają drobnych rolników. Rezultat? Większość z tego, co nazywamy w Stanach jedzeniem pewnie nim nie jest.

Im dłużej mieszkam w Kalifornii, tym baczniej przyglądam się etykietom na produktach spożywczych. Kiedy nie jestem w stanie rozszyfrować trzech z wymienionych składników, odkładam towar na półkę. Lądują tam też produkty z zawartością syropu glukozowo - fruktozowego. Staram się w ten sposób ochronić moją rodzinę choć trochę. Mimo to nadal zastanawiam się, co tak naprawdę jemy. Czy produkty organiczne o zawyżonych (realnych?) cenach są na pewno lepsze? Czy kupowanie krewetek od producenta, który sprzedaje również leki przeciwbólowe nie jest samobójstwem? A mięso, czy pochodzi od tych krów, które widziałam w Teksasie, tych, których widok zwalił mnie z nóg? Krów, które nie widziały trawy i spędzają życie przywiązane do metalowego prętu i karmione kukurydzą, której nie tolerują? Tak, wiem, że są inne miejsca i inne sposoby hodowli, jak ten nasz, lokalny. Takie myśli krążą mi po głowie za każdym razem, gdy zaglądam do supermarketu. Jedynym pocieszeniem jest to, że ja mam wybór, że mogę wybierać produkty, które nie szkodzą nam ani naszym dzieciom, że żyję w tej części Stanów, z której pochodzi spora część świeżych owoców i warzyw. Obok mnie żyją jednak ludzie, którzy wyboru nie mają. I to ich dzieci będą cierpieć na cukrzycę i choroby serca. Wartościowe jedzenie stało się bowiem w Stanach towarem luksusowym, na który większość ludzi po prostu nie stać.


5 komentarzy:

markiza pisze...

oglądałaś pewnie Supersize me i Food Inc ( mam spisane wrażenia u siebie)mnie w USA nic nie smakowało poza warzywami i owocami, które sama wybierałam w markecie, gdyby nie kanapki subway zdechłabym wędrując ulicami NY. jednakże to nie jest prawda,tak do końca, że ich nie stać. wybierają gotowiznę albo w McSyfie albo w innym fast foodzie a jeśli gotują w domu ( no właśnie ile Amerykaninów samodzielnie przyrządza jedzenie od podstaw w domu?!) to najczęściej produkty półprzetworzone lub tv dinners. gdyby jedli połowę z tego co pochłaniają, to stać by ich było na zdrowy wybór - pewnie i Ty jesteś przerażona widząc ILE przeciętny Amerykanin jest w stanie wcisnąć w żoładek...kuzynka mojego męża kupowała organic food (np mleko, mięso)a dzieciom na kolację często podawała cheese& macaroni czy jakiś inny syf (mnie tez próbowała tym nakarmić)logiki nie mogłam w tym się dopatrzeć... pozdrawiam :)

ewa pisze...

wiesz co mario mowi zawsze, jak robimy zakupy ?? kupmy kobieto krowe i trzy kury, a nie kupujemy co chwile mleko w plastiku, jaja z pieczatka i szynke sredniej jakosci :P
a ja na to, ze farma to ja moge zarzadzac na fejsbuku, hihi.

zarty zartami, ale na pewno masz racje. z tym, ze KAZDY czlowiek ma wybor. ready meals dla jednej osoby na polce w markecie kosztuja wiecej, nic troche swiezych warzyw, kawalek miesa i kilogram ziemniakow. to nie kwestia pieniedzy, tylko wygody. i uwierz mi, ze ludzie, z ktorymi mam do czynienia na codzien, nie przejmuja sie za bardzo gadaniem o GMO albo cholesterolem.

dobrze jednak, ze sa jeszcze ludzie SWIADOMI i potrafiacy dokonac dobrych wyborow. chociaz tak naprawde mysle, ze jesli sobie czegos nie wyhoduje w doniczce, to tak naprawde NIGDY nie wiem, co jem ;)

buziak.

lotta7 pisze...

Ja bym powiedziala, ze wybor ma wiekszosc ludzi i ze niestety wiekszosc ludzi dokonuje glupich wyborow. Sa jednak i ci skazani na bony zywnosciowe i musi im wystarczyc kupienie paczkowanej szynki naszpikowanej syfem i przeslodzonych platkow kukurydzianych, bo normalne wedliny i owsianka bez dodatkow gumy arabskiej przekraczaja sume, jaka dostaja na jedzenie co miesiac. Oczywiscie mozna tu dyskutowac o przyczynach, dla ktorych zyja z bonow, ale to co innego. Prawda jest jednak taka, ze w Ameryce co 3 dziecko z normalnej rodziny i co drugie z ubogiej bedzie mialo cukrzyce.

Zgadzam sie jednak z tym, ze w wiekszosci przypadkow to po prostu wlasny wybor. I przeraza mnie to, co widze. Pediatra sugeruje, ze moj syn pije za duzo mleka i ze powinien przejsc na mleko chude, inny przed nim twierdzil, ze statystycznie syn ma za mala wage do wzrostu i powinien jesc boczek zamiast banana na przekaske, dzieci karmione sa porzadnie tylko przez pierwszy rok, potem staja sie bywalcami McDonnaldow. Znajoma opowiadala mi o swojej znajomej, z nadwaga, ktora ma dwuletnia, tez otyla, corke, ktora to znajoma zalila sie, ze nie moze przejechac kolo McD. bez kupienia czegos, bo "corka robi straszny raban i zada jedzenia". Rece opadaja. Z kolei moja znajoma kupuje wylacznie organiczne rzeczy, nie jada miesa, jej budzet na jedzenie to 2/3 budzetu mojej rodziny i regularnie popija zielonkawe mieszanki warzywno - owocowe bez smaku. I mozna by pomyslec, ze jest wzorem zdrowia, gdyby nie fakt, ze po kryjomu wcina cala pizze, kupiona w sklepie albo w nocy pozega paczke chipsow czy nachos zapiekanych z serem. I wazy 80 funtow wiecej ode mnie, a jest mojego wzrostu. Ja nosze rozmiar 4 - 6 ona 18. A to ja jem pelnotluste produky i slodycze, tyle, ze regularnie i z rozsadkiem.

Generalnie przeraza mnie to spoleczenstwo, rujnujace samo siebie. I pomyslec, ze ten kraj jest wzorem dla innych. I ze ludzie wierza, ze 2l napoju za dolara to dobry biznes.

ale sie rozpisalam! czas cos zjesc ;)

buziaki!

lotta7 pisze...

Lidka, a co do filmow, ogladalam jakis czas temu, a zaraz po ich obejrzeniu siedzialam na kanapie zastanawiajac sie, czym mam karmic dzieci :)

markiza pisze...

właśnie to samo mi się nasunęło! czym karmić dzieci w takim kraju?! mój najstarszy obejrzał Supersize Me i przestał lubić McSyfa :D