Zazwyczaj pamiętam o tym, żeby cieszyć się z małych rzeczy. I nie wybiegać myślami na przód. A przede wszystkim, żeby nie bać się marzyć. Układam wtedy plany na kiedyś, to bliższe, namacalne, i to odległe. I doceniam smak kawy i radość w oczach dziecka. I zapach dopiero co upieczonej papryki. Czasem jednak... czasem wkrada się niechciany smutek, żal za czymś, to nienazwalne coś, co sprawia, że wszystko staje się nagle bezsensowne. A potem przychodzi nowy dzień i znowu cieszy mnie smak kawy...
Mam w głowie pewien projekt. Nawet dwa. Kto wie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz