Deszcz od rana. Kap, kap, kaaaap.
Po południu już nie padało, ale było sennie. Do tego kawiarnia, do której się wybraliśmy, okazała się być jedynie bytem wirtualnym, w rzeczywistości bowiem zamknęła swe podwoje miesiąc temu.
Na pocieszenie kupiłam mieszankę krakowską. I upiekłam z synem ciasto.
Ciągle nie umiem ułozyć sobie w głowie mapy San Diego i okolic. Wszystkie miejsca są dla mnie wyrwane z czasoprzestrzeni. Efekt wzmacnia fakt, że to miasto jest jak mozaika nie pasujących do siebie elementów.
Marzą mi się wakacje w zieloności.
Założyłam konto na flickr. I dałam sobie spokój z projektem fotograficznym. Widać, kiedy jedne drzwi się zamykają... potrzebowałam zmiany.
...
Czy to możliwe, że można czuć się tak samotnym w milionowym mieście?
5 komentarzy:
oj możliwe... niestety. Też nie lubię miast i ich betonowego zgiełku, i tej 'nierozpoznawalności' i jako bonus na dokładkę - bycie niewidzialnym. Ostatnio słyszałam, że Anglicy w wielkich miastach nie patrzą na siebie, i wręcz niegrzecznym jest uśmiech do obcego mijanego na ulicy człowieka. Trudno mi w to uwierzyć. Jak jest u Ciebie?
Wiesz co, przyczepiła się do mnie myśl o fokach na plaży widzianych pod czas spaceru... zrobisz taką fotkę dla mnie?
Macie super rodzinkę, fotki cudne :) Głowa do góry.
hej Izzi, u nas ludzie sa "powierzchownie" przyjazni, tzn. sa mili i mozna sie zalapac na small talk, ale to chyba tyle, tak naprawde kazdy dba o siebie. Co do fok, pewnie, jak zrobi sie cieplej, wybiore sie na plaze i zrobie pare zdjec :).
Dzieki za komplement
pozdrowienia
ważna jest kontynuacja pasji, projekt jak projekt, będzię może kiedyś następny ;)
Możliwe. Czytam za to z podziwem Twoje wpisy niefotograficzne. Bardzo ciekawe jest zobaczyć świat z takiej perspektywy.
pozdrawiam:)
zen.ona ja też pozdrawiam i cieszę się, że czytanie mojego bloga sprawia Ci przyjemność. Przy okazji, jak na mnie "wpadłaś"? tzn. wiem, że z poprzedniego blogu, ale tam, jak trafiłaś? pytam z ciekawości :)
Prześlij komentarz